Do przeczytania tej książki zachęciła mnie masa pozytywnych recenzji, w tym opinie znanych i dość zaufanych booktuberów. Obiecywano mi opowieść będącą połączeniem serii Lux Jennifer L. Armentrout i Percy'ego Jacksona Ricka Riordana, grecka mitologia w wersji paranormal romance. Ostatecznie skusił mnie fakt, że przez pewien czas autorka, Raye Wagner, oferowała darmową wersję elektroniczną książki po zapisaniu się na jej newslettera, więc skorzystałam i przeczytałam. I koniec końców, czuję się oszukana.
Dosłowne tłumaczenie tytułu to "Klątwa Sfinksa". Jest to historia dziewczyny, która choć przez przeważającą część miesiąca wygląda jak zwyczajna siedemnastolatka, w rzeczywistości jest sfinksem, czyli mitologicznym potworem - połączeniem lwa, orła i człowieka. Ponieważ potwory są skrzętnie tropione oraz eliminowane przez półbogów, Hope całe swoje dotychczasowe życie spędza przenosząc się z miejsca w miejsce wraz ze swoją mamą. Wszystko zmienia się, gdy pewnego dnia kobieta zostaje zabita, a dziewczyna musi zacząć radzić sobie sama.
Zapowiada się całkiem nieźle, prawda? Bardzo spodobała mi się koncepcja tej książki. Po raz pierwszy spotkałam się z historią opowiedzianą nie z punktu widzenia bohatera, lecz potwora. Za sam pomysł autorka miała u mnie porządnego plusa. Przykro to stwierdzić, ale prolog był dla mnie zdecydowanie najbardziej interesującą częścią powieści i po przeczytaniu go byłam bardzo pozytywnie nastawiona, jednak spotkało mnie niemałe rozczarowanie.
Przede wszystkim, obietnica książki będącej "Percym Jacksonem dla młodzieży" nie została spełniona. Naprawdę starałam się doszukać jakichkolwiek podobieństw między tymi seriami, ale jedynym elementem łączącym je jest współistnienie świata współczesnego i starożytnego. Ewentualnie mogłabym uwzględnić tu instytucje zwane konserwatoriami, które mają być czymś na kształt szkół przeznaczonych specyficznie dla półbogów, ale w Curse of the Sphinx nie dowiadujemy się o nich zbyt wiele (aczkolwiek z tego co wiem, w drugiej części ten temat został dokładniej przybliżony).
Jednakże sam fakt skonstruowania świata, w którym mitologiczne postacie pojawiają się we współczesnych czasach nie czyni książki podobną do serii Riordana.
Podobieństw do serii Lux także zbyt wiele nie zauważyłam. W powieści Jennifer L. Armentrout tym, co urzekło tak wielu czytelników, jest silna chemia odczuwalna między parą głównych bohaterów. Niestety, troszkę mi tego w Curse of the Sphinx zabrakło. Relacja Athana i Hope wydała mi się drętwa, pozbawiona emocji i jakaś taka nijaka.
Muszę jednak z zadowoleniem przynać punkt autorce za uniknięcie tzw. "insta love". Bohaterka historii dopiero co straciła ukochaną mamę, musiała się przeprowadzić, zacząć życie na własny rachunek i wziąć wszystkie sprawy w swoje ręce. Na całe szczęście pojawienie się potencjalnego absztyfikanta nie skłoniło dziewczyny do porzucenia żałoby, zaniedbania wszystkich obowiązków i zapomnienia o całym bożym świecie, bo tylko przyszły ukochany się teraz liczy. Dziękuję za odrobinę rozsądku.
Wprawdzie Raye Wagner udało się uniknąć tropu typowej dla literatury młodzieżowej "wielkiej miłości już od drugiego rozdziału", ale niestety zawarła w swojej powieści inny stereotypowy i oklepany wątek - typowa wredna dziewczyna ze szkoły, która nienawidzi głównej bohaterki od pierwszego spotkania bez żadnego wyraźnego powodu. Miło by było tak dla odmiany przeczytać historię umiejscowioną w liceum, w której taka postać nie występuje (albo przynajmniej ma podstawy do swojej niechęci).
Sama kreacja świata również była bardzo niedoskonała. Bardzo dużo czasu zajęło mi zorientowanie się, że ludzie są powszechnie świadomi obecności starożytnych greckich bogów i potworów w ich codziennym życiu. Na początku autorka opisuje lekcje mitologii w szkole w sposób sugerujący, że jedynie nauczyciele wierzą w istnienie mitologicznych stworzeń.
Wyłapałam także kilka drobnych niedopowiedzeń w fabule, ale mniej uważnego czytelnika nie byłyby one bardzo zauważalne. Znalazłam jedną poważną nieścisłość dotyczącą Athana, czyli głównej postaci męskiej, ale oszczędzę Wam spojlerów.
Za pozytywny aspekt tej książki można uznać główną bohaterkę, Hope. Jej zachowania z reguły są dość rozsądne i naturalne, a przede wszystkim uzasadnione jej uczuciami - samotnością, strachem, gniewem, żalem. Całkiem podobał mi się sposób, w jaki zostały przedstawione skutki utraty matki, z którą dziewczyna była bardzo mocno związana. Nie był to jedynie krótki epizod, po którym Hope natychmiastowo się otrząsnęła, ale przez praktycznie całą książkę możemy obserwować, jak nastolatka próbuje się z tym pogodzić i ruszyć dalej ze swoim życiem.
Plusem jest również prosty język, dzięki któremu łatwo i szybko się czyta, nawet w momentach, w których książka lekko przynudza. W tym momencie zaznaczę, że przeczytałam ją w języku angielskim i myślę, że prawie każdy już na poziomie B1/B2 da sobie z nią spokojnie radę.
Za bardzo ciekawy zabieg uważam wprowadzenie zagadek do tekstu, chociaż liczyłam na to, że będą trochę trudniejsze i będzie ich nieco więcej, ale mimo wszystko okazały się całkiem miłym urozmaiceniem. Książka miała jednak zbyt wolne tempo jak na mój gust, po przeczytaniu mniej-więcej 2/3 opowieść zaczęła mnie nużyć, ponieważ autorka poświęciła sporo czasu na opisywanie codziennego życia Hope - jak je śniadania, chodzi do szkoły, wraca do domu, odrabia lekcje, spotyka się ze znajomymi, etc. Trochę żywszej akcji wystąpiło, nieliczne sceny walki były umiarkowanie realistyczne pod tym względem, że bohaterka umiała się bronić, ale nie była niepokonaną mistrzynią.
Być może oceniłam tę książkę nieco za surowo. Miałam w stosunku do niej dość wysokie oczekiwania, słyszałam tyle świetnych opinii, że spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego i być może to ją zgubiło. Przed zabraniem się do niej przeczytałam sporo fantastyki, pełnej porządnej akcji i rozbudowanych światów, więc nic dziwnego, że młodzieżowy paranormal romance trochę mi się dłużył.
Ta recenzja jest już dość stara, bo została napisana w lutym b.r. i wstawiona na mój profil na lubimyczytać, ale po upływie tych paru miesięcy moje zdanie pozostaje wciąż takie samo. Książki raczej nie polecam, gdybym wydała na nią jakieś pieniądze, to bym tego strasznie żałowała, a po kolejne części już nie sięgnę.
Autor: Raye Wagner
Liczba stron: 344
Wydawnictwo: CreateSpace Independent Publishing Platform
Data wydania: 11 sierpnia 2015



Szkoda, że książka rozczarowuje, czasami nie trafia w nasz gust, nastrój czy potrzeby danej chwili, albo po prostu coś jej brakuje. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
O matko :< Przeczytałam o tym sfinksie i już taka podjarana, że super ksiażka, a potem klops :( Eh... Nie lubię, gdy tak się marnuje potencjał...
OdpowiedzUsuńWielka szkoda.
Pozdrawiam ciepło! :)
Kasia z Recenzje Kasi :)